Bohater filmu wyjeżdża z Meksyku i udaje się na pustynię by popelnić samobójstwo. Spotyka tam starą Indiankę, wdowę, która mieszka w rozpadającym się domku z widokiem na kanion. Pod jej wpływem budzą się w nim zmysły i pragnienie życia.
Tragedia !!! Zgadzam sie z przdmowczynia i uwazam, ze film probuje robic wrazenie nia tak jak pownien. Jezeli wyszla Pani po kwadransie, to gratuluje decyzji. Ja zrobilem to pod koniec filmu i tylko mam nadzieje, ze o nim jak najszybciej zapomne (wbrew temu co napisal kinomaniak). Moze nie mozna zbyt wiele oczekiwac po materialach promocyjnych i opisach filmu, ale to co widzial w nim autor tego tekstu, ktory jest powyzej wymaga nie lada ekwilibrystyki wyobraznia. Dzieki temu obrazowi, prawdopodobnie zrezygnuje z dalszych filmow przegladu, bo w tej chwili odczuwam tylko niesmak. ZDECYDOWANIE ODRADZAM.
ps.: I jeszcze dostal od kogos 10 !!! Ludzie - za co ??? Pablo 24-01-2003, 14:42 Bedę, jak widać, pierwszą osobą, którą nie wyrazi podziwu dla debiutu pana Carlosa Reygadasa. Obejrzałam pierwsze 15 minut tego filmu. Niestety sceny jakie zarejestrowałam spowodowały, że poczułam przymus natychmiastowego opuszczenia sali kinowej. Wielka szkoda, że nie zdażyłam uchwycić głębi dostrzeganej przez moich przedmówców. Jakkolwiek byłabym mądrzejsza i bogatsza o nowe doświadczenie... to jednak perspektywa spędzania większości dnia w toalecie nie wydała mi się zbyt zachęcajacą :). Uważam, że w opisie filmu powinno znaleźć się kilka słów ostrzeżenia dla szczególnie wrażliwych przed naturalistycznymi scenami, które, jak przypuszczam, nie każdemu przypadną do gustu. Pani S 23-01-2003, 22:29 Powala, wbija w fotel, wstrzasa, porusza do glebi. Film, basn, przypowiesc, zycie i sen. Niesamowity obraz, doskonaly, pozostajacy na dlugo w nas! kinomaniak 22-01-2003, 08:09 Nie chce się wierzyć, że "Japon" to debiut. Tylko debiut. Film Carlosa Reygadasa zaskakuje dojrzałością tak tematu, jak i formy. Spotkanie faceta po przejściach (jakich dokładnie nie wiadomo, ale to nie jest najważniejsze), który chce skończyć ze sobą i starej Indianki gdzieś na meksykańskim pustkowiu - nie wymaga wielu słów. I dobrze, bo banał i udawanie byłoby tu nie do zniesienia. Bohaterowie są, trwają ze swoimi zmarszczkami, nieporadnym ciałem, w codziennej krzątaninie, wtopieni w krajobrazy dzikiej, wspaniałej przyrody. Prawdziwi, przejmujący. Bagaż emocji, który dźwigają musi wybrzmieć. W milczeniu, w bezruchu. A przecież to pozorne nic nie dzianie się aż drga od napięć. Obrazy i odgłosy natury, panoramiczny ekran wchłaniający widza i nade wszystko fantastyczne ruchy kamery, często statycznej albo przeciwnie,zwariowanej obracającej się o 360 stopni - tworzą dziwny, niepokojący klimat. Świetne kino. mawi 18-01-2003, 20:50
|