Nowy Jork u schyłku XX wieku. Londyn 1923. Los Angeles w 1949 roku. Clarissa wydaje książki. Virginia pisze powieści. Laura zajmuje się domem. Historia życia trzech kobiet żyjących w trzech różnych epokach. Jedna z nich to znana pisarka, ogarnięta samobójczą manią Virginia Woolf. Trzy kobiety, trzy historie... i jedna rzecz, która je łączy...
A mi się podoba! I to bardzo! Oglądałam kilka razy. Pięknie zbudowana konstrukcja 3 światów, które niby w innym czasie, ale jakby synchronicznie istniały. bea 02-01-2007, 13:30 Z raguły lubię ambitne filmy i udaje mi się wczuć w klimat, ale nie tym razem. "Godziny" oglądałem "na dwie raty" bo mnie zanudził. To druga porażka z J. Moore (poprzednia to "Magnolia"). Przysięgam że podchodziłem do filmu z entuzjazmem, jadnak obejrzałem z rozczarowaniem. Marmik 17-02-2006, 22:27 bardzo dobry film o kobietach, jednak chyba bardziej bedzie przemawiał do kobiet, naprawdę warto lali 12-05-2004, 01:06 Film jest dobry, ale spodziewałam się, że będzie lepszy. Film oparty jest po części na Godzinach, Pani Dolloway i biografii Virgini Woolf i zupełnie nie rozumiem dlaczego tak bardzo spłycono postać tej pisarki...wątki lesbijskie są co prawda tylko krótkimi epizodami, ale ukazane w taki sposób, że fałszują rzeczywistość. Bądź co bądź pani Woolf nie popełniła samobójstwa bo tak naprawdę była samotną lesbą... Aga 21-02-2004, 19:57 Film owszem smutny ale czy nikt nie widzi pozytywnego aspektu pod koniec. Aspektu zwyciestwa nad trudnosciami zycia, pokonywania klod rzucanych nam pod nogi? Co do homoseksualizmu, feminizmu, itp. to juz jest tylko tlo (w koncu autorka ksiazki byla lesbijka) interpretacja jest dowolna, jest to tylko symbol jakiejs indywiodualnosci i odstawania od spoleczenstwa. Jak dla mnie film roku. Muzyka boska oddajaca charakter poszczegolnych scen. Gra aktorska rownie imponujaca, montaz, zdjecia,... nic dodac nic ujac 10/10! matthias 05-02-2004, 12:40 Gdy skończył się seans łzy płynęły mi po policzku. Pojawiło się pytanie czy żyję naprawdę swoim życiem. Film, który nie pozostawia bez refleksji.Polecam przede wszystkim kobietom. I tym wszystkim, którym trudno jest zrozumieć czym naprawdę jest feminizm. Ju. 18-01-2004, 22:21 piękny i mądry, tak jak wszystko co posiada głębię wymaga wrazliwości ze strony odbiorcy dlatego być może dla niektórych "nie mówi o niczym"...wieloznaczny, "niedosłowny",subtely,prz ejmujący .cudowne kreacje aktorskie i muzyka tworzą niesamowity klimat. liv 23-10-2003, 11:53 Film jest dość ciężki i bardzo przygnębiający. Gdzyby nie niósł w sobe tak wiele smutku, dawałby nawet do myślenia... Lilik 19-07-2003, 22:20 Doskanały film, ale dla ludzi, którzy już nie jedno przeżyli, którzy już mają jakieś bolesne sytuacje za sobą, którzy stracili złudzenia...Świetny film, ale nie dla każdego. a 12-07-2003, 11:06 To staszne, że może powstać film tak znakomicie zagrany, który nie mówi absolutnie o niczym. Czy homoseksualne skłonności trzech głownych bohaterek były niezbędne, aby mogły powstać wyraziste kreacje kobiece? Nie sądzę - uważam, że to przejaw kolejnej holywoodkiej mody (po opowieściach o rozmaitych rodzajach "miłości" przyszedł czas miłości lesbijską) Ponadto "Godziny" są tak nachalnie stylizowane na trudne (dla Amerykanów niezrozumiałe?)kino europejskie. Dałem cztery punkty - za grę "dziewczyn" i Eda Harrisa. Marcin 28-06-2003, 10:39 Film przejmujacy, sklania do wielu ciekawych refleksji: o zyciu, smierci, milosci, odwadze by zyc w zgodzie ze soba, ale i o maskach, ktore na siebie nakladamy lub naklada na nas spoleczenstwo. Watek homoseksualny wydaje sie byc poboczny, o wiele istotniejsze jest bolesne, egzystencjalne zmaganie sie czlowieka po to, by cos w zyciu odnalezc (?), ale nie zawsze przynosi to ulge, jak widac na przykladzie Laury... Film godny uwagi i polecenia. murena (taka ryba) 10-05-2003, 23:37 A ja myśle sobie tak: ten film jest strasznie smutny.... i przygnębiający, i zasiada ciężko w głowie. Niby wydźwiek pozytywny: bądź sobą za wszelką cenę - nawet gdyby mieli nazwać cię szaleńcem, frajerem, wyrzucić poza wszelkie społeczne nawiasy etc.. Niby ok. - ale jakoś tak nie do końca... Film jako "przedmiot użytkowy":przyjemna dla oka i ucha konstrukcja czasowo-osobowa. Treść zdecydowanie ponad formą, (co nie oznacza bylejakości tej drugiej jedynie podkreśla siłę opowiedzianych historii). Ja 05-05-2003, 22:47 Doskonałe aktorstwo-trudno zdecydować, która z nich jest najwazniejsza: Kidman-Woolf, od której wszytsko się zaczyna? Moore-Laura tak przejmująco zwyczajna w cierpieniu? Dzielna Streep-Dalloway na której skrupia się finał historii? Dla mnie jednak demoniczno-depresyjna Virginia czyli nierozpoznawalna Kidman (gratuluję jej odwagi zerwania z wizerunkiem topielicznej seksbomby). Film ogląda się z napięciem, jednak... u końca nie wiedziałam o czym właściwie chciał powiedzieć. Męczy mnie to do dziś - może o to chodziło? Audrey 29-03-2003, 14:39
|