W szesnastym stuleciu, przy końcu średniowiecza, epidemia zarazy pustoszy Europę i dociera do mista Anvers. Zebrani w gospodzie mieszkańcy, których dżuma jeszcze nie dosięgła, obarczają winą za ten dopust Boży Moenena, wędrownego komedianta o cokolwiek diabolicznym wyglądzie. A także Mariken, kobietę która żyła z nim w grzechu. Na tę parę zapada szybki wyrok: spalenie na stosie, co powinno powstrzymać pochód zarazy.
Mariken znajduje schronienie u prostytutki Berty. Całkiem bezpiecznie będzie mogła poczuć się dopiero wtedy, gdy wraz z ukochanym opuści miejskie mury. Ale przez bramy wypuszczani są tylko mnisi i trupy ofiar zarazy.
To, co pociąga Mariken w wędrownej trupie komediantów - ich umiłowanie swobody, wtajemniczenie w sztukę, radość życia, budzi opory władzy, duchownych i tzw. zwykłych obywateli. Dla tych ostatnich Moenen i jego towarzysze reprezentują rozluźnienie moralne, niejasne związki z samym szatanem, obyczajową rozwiązłość. A tym samym świetnie nadają się do roli kozłów ofiarnych. Zwłaszcza w tak dramatycznym momencie, kiedy za widmem zarazy widać zapowiedź końca świata. I tak Mariken zostanie wystawiona na pastwę tłuszczy, która nie oszczędzi jej niczego...
Pzygotowania do realizacji filmu zajęły Stellingowi najpierw pięć lat, a następne dwa - sama realizacja. Zdjęcia kręcono głównie weekendami, ze względu na konieczność zaangażowania setek aktorów-amatorów, wykonawców ról drugoplanowych i statystów. Ich entuzjazm i wkład w realizajcję tego filmu był tak wielki, że chwilami myliła im się rzeczywistość ekranowa z realną (co wyraźnie dawało o sobie znać w scenach erotycznych ekscesów lub alkoholowego upojenia).
Film debiutanta zwrócił na siebie uwagę na festiwalu w Cannes. Spośród wielu opinii krytycznych po canneńskim pokazie warto przytoczyć tę, autorstwa polskiego korespondenta, Aleksandra Ledóchowskiego: Holender Jos Stelling pokazał średniowieczną balladę o mieście spustoszonym przez zarazę, o wędrownym teatrze, o dziewczynie opętanej przez diabła. Jest tu barwność i uroda malarstwa holenderskiego, ale także reminiscencje z Bergmana, Pasoliniego, Kena Russella. (Film 22/1975)
|