Agnes ( Martin Weiß ) jest transseksualistą, aktualnie ładną kobietą i tancerką w klubie, a po pracy normalną hausfrau w papilotach. Jeszcze jako mężczyzna została mężem i ojcem (jej spotkanie z synkiem jest jedną z najbardziej poruszających scen w filmie). Agnes prowadzi bardzo przeciętne Zycie, ma jednak kłopoty z gotowaniem obiadów mężowi, którego to tak bardzo denerwuje, że w końcu wyrzuca ją z domu. Agnes kochała najmocniej matkę, która w porywie młodzieńczych fascynacji politycznych zaangażowała się w ruch terrorystyczny spod znaku RAFu i została uwięziona w słynnym więzieniu Stammheim. O offu zdaje się dobiegać oskarżenie: zamiast zajmować się mężem i trzema synami.
Bo Agnes to tylko jeden z trzech braci i wcale nie najbarwniejszy. Drugi brat, Hans-Jörg ( Moritz Bleibtreu ), jest bibliotekarzem-erotomanem z zaburzeniami osobowości i ze skłonnością do alkoholu - okresowo zwiększającą się na tyle, że wymaga terapii. O ile wygląd Agnes, zwłaszcza sceniczny, może budzić konsternację, o tyle wygląd i zachowanie Hansa-Jörga nad wyraz przeciętne, wręcz ocierające się o karykaturę grzecznego niemieckiego kawalera, prawda, że już nie pierwszej młodości. A więc koszula flanelowa w kratkę, wygnieciona marynarka i białe skarpetki, a nade wszystko - wiecznie śliniące się usta na widok każdej ładniejszej dziewczyny w bibliotece, no i podglądanie w ubikacji defekujących pań. Z wyglądu najśmieszniejszy, choć nierzadko widzom wcale nie jest do śmiechu, i z pozoru najmniej groźny. Jednak to on jest potworem, choć dowiadujemy się o tym dopiero na końcu. Trzeci brat, Werner ( Herbert Knaup ), jest chlubą rodziny, choć pewnie jego matka nie podzielałaby tego zdania. To polityk - dobrze ustawiony i pnący się do góry. W pracy. W domu, a właściwie parterowym domku z ogródkiem, jego kariera przedstawia się całkiem odmiennie. Żona (znakomita, słusznie nagrodzona Katja Riemann ) i starszy syn, oboje z artystycznymi ambicjami, ale chyba tylko ambicjami, nienawidzą go i poświęcają wiele czasu i wysiłku, by go poniżyć. Pozostaje mu młodszy syn, ale to nie zaspokaja jego oczekiwań. Chciałby być podziwiany i kochany, a zamiast tego otrzymuje codzienne duże dawki kpiny i wzgardy. Próbuje walczyć, ale przegrywa. Ośmiesza się i poniża jeszcze bardziej. Jest potwornym yuppie, ale dostaje za swoje z nawiązką. Przede wszystkim od najbliższych, a to boli najbardziej.
Roehler jest bardzo surowym sędzią. Karze wszystkich, nawet ojca trzech braci (w tej roli niesamowity Wadim Glowna z długimi siwymi włosami hippisa, któremu usługuje wiecznie płaczący lokaj). Na polityku oczywiście nie zostawia suchej nitki, Hansa-Jörga kompromituje i demaskuje, a najsympatyczniejszego z braci, Agnes, uśmierca.
I tu zaczyna się problem z tym filmem. Roehlerowi zabrakło albo czasu, albo cierpliwości. Bo pointa, do której dochodzi ten bardzo sprawnie, można by wręcz powiedzieć - bez zbędnych komplementów - zrealizowany na poziomie dobrych opowieści hollywoodzkich (które pewnie uchodziłyby za europejskie), rozczarowuje i tyle. Może w formie usprawiedliwienia trzeba dodać, że " Elementarteilchen" (2006), najnowszy film Roehlera, bezsprzecznie jednego z najciekawszych obecnie reżyserów niemieckich, był jedną z najczęściej omawianych premier Berlinale 2006, choć nie wszystkim się podobał. Renomowanemu polskiemu krytykowi Tadeuszowi Sobolewskiemu nie spodobał się zdecydowanie, czemu dał wyraz w swoim omówieniu festiwalu i chcąc dodatkowo zrazić reżysera czytelnikom nazwał go "telewizyjnym rzemieślnikiem" ("Gazeta Wyborcza" z 13. 02. 06, s. 15), choć z telewizją Roehler nie współpracuje z zasady (w całej jego filmografii znajduje się tylko jeden film telewizyjny z 1999 r.).
|