„Buddenbrokowie” to porywająca adaptacja nagrodzonej Noblem powieści Tomasza Manna z 1901 roku. Książka opisuje losy trzech pokoleń kupieckiej rodziny z północnych Niemiec. Akcja powieści dzieje się w czasie, gdy niemieckie społeczeństwo ulega gwałtownym przemianom, a wraz z nim także wartości rodzinne. Osobiste dążenia, które dotychczas należało poświęcić na ołtarzu dobra rodzinnego interesu grożą obecnie rozbiciem słynącej dotychczas z gorliwości, ciężkiej pracy, wiary i wzajemnego szacunku dynastii. Choć Thomas (Mark Waschke) jest gotów przejąć ster po swoim ojcu, konsulu Jeanie (Armin Mueller-Stahl) i poprowadzić rodzinną firmę przez burzliwy okres modernizacji i narastającej konkurencji, jego brat Christian (August Diehl) próbuje odciąć się od wszelkiej odpowiedzialności. Przestaje z podejrzanymi ludźmi i bierze ślub z wodewilową artystką, buntując się przeciw wszystkiemu, co reprezentował ich ojciec. To na ich siostrę, Tony (Jessica Schwarz), spada więc obowiązek poświęcenia miłości na rzecz wzmocnienia więzów rodzinnych i społecznych. Jednak gdy konkurent Buddenbrooków, Hagenström wykazuje się lepszym wyczuciem gwałtownie ewoluującego rynku, nawet jej wpływy zaczynają słabnąć...
Ten wizerunek XIX-wiecznego mieszczaństwa niemieckiego, ukazany przez pryzmat losów wielkiej kupieckiej rodziny o wspaniałych tradycjach, po prostu przekonuje. Kluczowy tu dramat rodziny, zbudowany na konfliktach charakterów między jej członkami i konfliktach postaw wobec zmieniającego się nieubłaganie świata, budzi refleksję i wzrusza. Przedstawiony w tle dramat warstwy, której czas dobiegł końca, każe sięgnąć myślami do rodzimej historii. Skojarzenia z "Ziemią obiecaną" Wajdy są całkowicie uzasadnione. Film przynosi bardzo krytyczną ocenę burżuazji niemieckiej tamtych czasów. Reżyser obnaża bez skrupułów, może nawet zbyt jednoznacznie, iluzoryczność, hipokryzję, sztuczność i bezduszność egzystencji tej grupy społecznej; potępia świat, w którym nawet cierpienie ma wymierną wartość, a uczucia są niżej wycenione niż aktualny kurs pszenicy. Ale – w tym potępieniu jest wiele czułości...Onet.pl
Ciekawa jestem tego filmu. I to bardzo. Porwali się na kawał świetnej literatury. Mistrzostwem okazałoby się w 151 minutach ujęcie choć najistotniejszych sensów powieści, klimatu, charakterystyki postaci.No czekam... PS. Kadry są bardzo żywe, kolorystyka raczej nie kojarzy się z upadkiem, dekadencją, no ale bez nerwów. bog 10-08-2010, 17:58
|