Japoński zwyczaj każe celebrować Hanami, czyli wspólne podziwianie rozkwitu wiśni wraz z rodziną i przyjaciółmi. Zapracowani Japończycy wylegają tłumnie do parków, aby przypomnieć sobie o sprawach najistotnieszych. Bo różowo-białe kwiaty to sygnał rozpoczęcia wiosny, a zatem - symbol życia, siły, młodości, piękna i przebudzenia, ale także tego, że życie składa się z wielu etapów i że szybko przemija.
Niemieckie małżeństwo Rudi (Elmar Wepper) i Trudi (Hannelore Elsner) są niczym stare drzewa. Czas rozkwitu ich wieloletniego związku przypadł zapewne na okres wychowywania trójki dzieci. Ale dzieci dorosły, są daleko, niemalże obce. Teraz rytm dni w tym małżeństwie odmierzają małe rytuały.
Pewnego dnia Trudi dowiaduje się o chorobie męża. Postanawia nieść ciężar sama i nie informuje Rudiego o diagnozie. Chce wypełnić wspólny czas, jaki im pozostał. Może uda się odbudować relacje z dziećmi i wnukami? Wyprawa do Berlina kończy się fiaskiem. Spotkanie rodziców z dziećmi wywołuje obustronną frustrację.
Poza dziećmi żyjącymi w stolicy jest wprawdzie jeszcze ukochany syn Trudi - Karl, ale on żyje w Japonii. A domator Rudi na pewno nie da się przekonać do tak dalekiej podróży. Żonie z trudem udaje się namówić go, aby z Berlina udali się nad morze. Może tam uda im się na chwilę być naprawdę razem. Po raz pierwszy od lat. I prawie się udaje. Tyle, że o poranku Rudi nie może obudzić żony. Trudi odeszła we śnie.
Rozmowa z przyjaciółką córki uświadamia mężczyźnie, że nie znał swojej żony. I że ona poświęciła swoje pasje i marzenia, aby żyć u jego boku i wspierać rodzinę. Rozpaczy po jej stracie towarzyszy więc ogromne poczucie winy. Teraz to on chciałby zrobić coś dla niej. I jakby nie dopuszczając do świadomości myśli, że jest już za późno, Rudi wyrusza w podróż do Japonii, by odnaleźć Karla.
Znana niemiecka reżyserka Doris Dörrie film Hanami - Kwiaty wiśni oparła na własnych doświadczeniach. Kilkanaście lat temu Dörrie przeżyła śmierć męża - operatora Helge Weindlera. Weindler zmarł nieoczekiwanie w 1996 r. na zapalenie opon mózgowych, na które zapadł po tym, jak udało mu się pokonać chorobę nowotworową.
Film jest także kolejnym, w którym reżyserka dzieli się z widzami swoją fascynacją Japonią. Sama Dörrie jest buddystką, znawczynią japońskiej kultury. Główną inspiracją dla Hanami był film japońskiego mistrza Yasujirō Ozu Tokijska opowieść. W Tokijskiej opowieści rodzice-staruszkowie odwiedzają dzieci w stolicy, jednak te są zbyt zaabsorbowane własnymi sprawami, aby poświęcić im czas. Jak tłumaczy reżyserka: Zainspirowana filmem Ozu podchwyciłam i rozwinęłam wątek owdowiałego ojca, który podróżuje z Niemiec do ojczyzny japońskiego reżysera, gdzie spotyka Yu, młodą tancerkę Butoh. Ona zainteresuje się jego losem, mimo, że dzieli ich bariera językowa i kulturowa.
„Hanami - Kwiaty wiśni” jest jednak przede wszystkim filmem o miłości. Jak dodaje Doris Dörrie: "Tak jak wszystko, miłość przemija. Trzeba dać jej szansę, aby mogła się ujawnić w pełni: w całej swojej potędze, także poprzez wielkie cierpienie. Japończycy siadają pod kwitnącymi drzewami wiśni ponieważ są one wówczas przejmująco przepiękne, a jednocześnie - świadomość, że okres ich kwitnienia jest taki krótki jest bolesna. Jeżeli przegapisz ten szczególny moment, za chwilę jest już po wszystkim. Podobnie jest z miłością: trzeba jej wyczekiwać, dać szansę rozkwitnąć i kiedy tak się stanie - trzeba być przy tym, aby ją podziwiać."
"W swoim chyba najwyrazistszym filmie Doris Dörrie snuje delikatnie, lakonicznie i poruszająco opowieść o stracie, żałobie i chęci życia, która budzi się wobec konfrontacji ze śmiercią." Der Spiegel
"Poruszająca, genialnie zagrana historia miłosna." TV Spielfilm
"Wielkie emocjonalne kino z poczuciem humoru, tragizmem i ekstrawagancją." Widescreen
"To mógłby być czysty kicz, ale nie jest - to głównie zasługa wspaniałego Elmara Weppera... Głęboko poruszający film o śmierci a tym samym hymn pochwalny życia." BR Abendschau
Piękny film, o ile potraktować go jako przypowieść i metaforę, a nie mimetyczne odzwierciedlenie historii pewnej rodziny. Japońska ilustracja muzyczna do wystepu tancerza Butoh przyprawia o gęsią skórkę, dziewczyna grajaca Yu to wcielony wdzięk, a historia Rudiego i Trudi wyciska łzy nawet wbrew woli zainteresowanych:) Mądrze, momentami sentymentalnie, ale w wyważony sposób opowiedziana historia starości, oddalania się od siebie, przemijania i smierci. Może tylko historia "zimnych" stosunków z dziećmi w I częsci pokazana nieco zbyt sztampowo i edukacyjnie. Wątek japoński w bardzo delikatny sposób obrazuje, jak bardzo boli, kiedy jest już za późno, a tak bardzo chciałoby sie coś zmienić, poprawic, dodać - byle tylko on/ona była obok. Z ta miłością to jednak dziwna sprawa... Marta 26-02-2009, 19:45 urocze, ale trochę za długie. 7.5/10 psotnicki 21-02-2009, 22:53
|