Debiut fabularny Mariusza Trelińskiego, dziś znanego i uznanego na świecie twórcy wspaniałych widowisk operowych, wówczas młodego reżysera i scenarzysty, jednego z przedstawicieli generacji "dzieci stanu wojennego". Jego przejmujący film miał być swoistym pokoleniowym manifestem, zbiorowym portretem młodzieży bez perspektyw, zasad i ambicji, młodzieży, która w epoce rozchwianych wartości i rozwianych złudzeń tym łatwiej się poddała, tym szybciej stoczyła na dno. Ci młodzi ludzie widzieli, jak upadały ideały i nadzieje ich starszego rodzeństwa i rodziców, więc na wszelki wypadek nie wierzą już w nic, niczego nie chcą, na niczym im nie zależy. Bronią się jeszcze tylko przed codzienną kolejkowo-reglamentowaną szarością, uciekając w świat kolorowych, narkotykowo-alkoholowych rajów.
Ich skazane z góry na porażkę żałosne próby odnalezienia swojego miejsca w życiu obserwujemy oczyma ich starszego kolegi, Roya: człowieka już ukształtowanego psychicznie i artystycznie, który nie mogąc się doczekać lepszego życia w ojczyźnie, wyjechał w końcu za granicę. Tam zaczynał od zera. Być może nawet mu się udało, ale wciąż tęskni, wspomina mieszkanie-pracownię w centrum Warszawy, do której schodzili się dziwacy i ekscentrycy wyrzuceni na margines społeczeństwa, ludzie bez celu i planów. Wśród nich najważniejszy był Robert: utalentowany, niedoszły malarz, wyrzucony z ASP. Robert pomieszkiwał u Roya, pracował w Muzeum Narodowym, wierzył, że jeszcze będzie artystą. Chciał być malarzem i muzykiem, ale zżerały go zażywane od 6 lat narkotyki. Wpadłszy raz w szpony nałogu, nie potrafił się już z niego wyzwolić. Na dalszy plan zszedł dom rodzinny, w którym nie brakowało pieniędzy, ale miłości, ciepła i zrozumienia. Coraz mniej liczyła się nawet Anka, wielka miłość Roberta. Kiedy zaszła w ciążę, chłopak nawet nie udawał, że go to obchodzi. Dziewczyna zrozumiała swój błąd, odeszła. Za źle ulokowane uczucie zapłaciła wysoką cenę. Warszawskie wspomnienia wracają do Roya ze zwielokrotnioną siłą, gdy dowiaduje się o śmierci Roberta. Wyjawia swoją fascynację nim, zazdrość dla jego urody, zdolności, energii, pomysłów. W tym szalonym, pozbawionym zasad chłopaku widział anioła. Ale, jak sam wyznaje, "nie wiedział jeszcze wtedy, że anioły umierają".
Film czekał na premierę 3 lata (1987-1990). (źródło: www.filmpolski.pl)
|