Drogi Widzu, podczas świadczenia usług przetwarzamy dostarczane przez Ciebie dane zgodnie z naszą Polityką RODO.
Kliknij aby dowiedzieć się jakie dane przetwarzamy, jak je chronimy oraz o przysługujących Ci z tego tytułu prawach.
Informujemy również, że nasza strona korzysta z plików cookies zgodnie z Polityką cookies.
Podczas korzystania ze strony pliki cookies zapisywane są zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
W każdej chwili możesz wycofać zgodę na przetwarzanie danych oraz wyłączyć obsługę plików cookies, informacje
jak to zrobić przeczytasz tutaj i tutaj.
Stephen Dorff, Chris Pontius, Alexander Nevsky, Brian Gattas, Alexandra Williams, John Prudhont, Karissa Shannon, Caitlin Keats, Elle Fanning, Philip Pavel
Nagrody
MFF Wenecja 2010: Złoty Lew, Najlepszy Film (Sofia Coppola)
Johnny Marco? Na pewno widzieliście go w tabloidach. Johnny mieszka w legendarnym hotelu Chateau Marmont w Hollywood, jeździ ferrari, nie może opędzić się od kobiet i ma na skinienie dowolne narkotyki. Unosi się w tej przestrzeni, znieczulony i przyjemnie odrętwiały. Pewnego dnia w progu hotelu staje Cleo, jego jedenastoletnia córka z nieudanego małżeństwa. Dzięki spotkaniu z dziewczynką Johnny zacznie zastanawiać się nad swoim życiem i zmierzy się z pytaniem, które każdy musi sobie zadać: jaką drogę wybierzesz?
Tym razem bohaterowie Sofii Coppoli gubią nie słowa, a sens życia. Ale, jak to u młodej reżyserki bywa, strata idzie w parze z odkupieniem. Johnny'ego Marco, hollywoodzkiego blazera, celebrytę i aktora (w takiej właśnie kolejności), trawi pogłębiający się kryzys tożsamości. Co zrobić, gdy materialne nasycenie nie jest już w stanie zagłuszać duchowej pustki? Marco jest do konfrontacji z nadchodzącą falą przygotowany znacznie gorzej, niż pokrewny mu bohater "Między słowami". Chałturzący w Tokio aktor Bob Harris miał wrodzoną autoironię Billa Murraya, podczas gdy Marco zmagać musi się z apatią sprowadzonego z przedwczesnej emerytury Stephena Dorffa, gwiazdora nieco dziś podupadłego i zapomnianego.
Fikcja miesza się tu życiem tak, jakby "Somewhere" było bezpośrednią odpowiedzią Sofii na "Tetro", ostatni i bodajże najbardziej osobisty z filmów jej ojca. Powstał tym samym intrygujący filmowy dialog, rodzaj autoterapii, prawdopodobnie nieskutecznej w konfrontacji bezpośredniej. "Nie byłem dobrym ojcem" - wyznał wcześniej skruszony Coppola, co córka kwituje tu ciepło: "W porządku, tato, dawno już ci wybaczyłam". A może nigdy nie było czego wybaczać? Jakby na potwierdzenie tych słów, "Somewhere" staje się w pewnym momencie wyciszoną celebracją małych-wielkich chwil spędzonych przez Franco z ukochaną córką. Gdy kamera oddala się z wolna, ukazując ich na leżakach na tle hotelowego basenu, palm i kalifornijskiej architektury (ujęcie z plakatu), nic innego się nie liczy. Są tylko dla siebie, trwają w niemym porozumieniu, współzależni, gdzieś poza czasem i materią.
Moim zdaniem bardzo dobry film! Kwestia też tego że trzeba lubić takie filmy, przyznam że nie każdemu może to pasować, lecz jeżeli skupimy się na filmie i wejdziemy w niego (a nie będziemy zajmowali się colą lub rozmową z kolegą obok) to naprawdę można przejść przez niezły kawałek historii... Zresztą Sofia Coppola przyzwyczaiła już nas do takich filmów, i to jest jej jednolity styl, którego nie stara się zmieniać.
Jack Jackie Jackos Olak09-04-2011, 16:50
nuda nudzie nierówna;) na tym to polega - między miejscami przesuwa się nić życia, która zanika, blednie, zblazowany pan gwiazdor i jego życie... myślę, że warto obejrzeć, żeby własne życie mocno docenić.
pustak07-04-2011, 12:09
No to nie obejrzę. Rzeczywiście, film ma niepokojące recenzje.
Kri07-04-2011, 11:49
pseudointeligencka nuda
ziew06-04-2011, 15:29
film o niczym, nudny, pozbawiony koncepcji, wycinek życia gwaizdy, nic nie przedstawia niec nie przekazuje, zero emocji wielkie rozczarowanie panią Copola