"Cuba Feliz" to historia mężczyzny, który miał marzenia. Podczas swej podróży po Kubie 76-letni muzyk uliczny Miguel Del Morales znany jako El Gallo (Kogut) spotyka rodzinę muzyków, którzy przyjmują go jak brata i ruszają z nim w dalszą drogę. Człowiek, którego jedynym bagażem jest futerał na gitarę znajduje radość w muzyce, tańcu i improwizacji, odkrywa emocje towarzyszące grze na trąbce i nuceniu z przyjaciółmi zwykłych piosenek.
Lecz rzeczywistość nie jest mu przychylna... Życie nie jest tak radosne jak w piosenkach i tak słodkie jak w mistycznych śpiewach. Gallo przejechał całą Kubę lecz na końcu tej podróży znajduje się tam gdzie ją rozpoczął, z nieodłącznym papierosem przyklejonym do ust... A frachtowce przypływają i odpływają z portu w Hawanie. Jak jego marzenia...
Reżyser o kulisach swojego filmu: Mało wiem o Kubie, jeszcze mniej o jej muzyce, pomimo tego, że cały dzień rozbrzmiewa naokoło. Chciałem poznać ją od korzeni, zobaczyć co kryje się za tym rodzajem muzyki. Poprosiłem mego przyjaciela Pascala Letelliera, który dobrze zna Kubę, by wybrał się ze mną na tę wspaniałą wyspę. Krok po kroku odkrywałem, że muzyka tego kraju to pewien nastrój, postawa. Często jest synonimem zabawy, lecz przede wszystkim jest jasnym odbiciem niezwykłej i buntowniczej duszy narodu. Instynktownie starałem się odkryć tajemnicę tej muzyki, obserwować jej moc i witalność, by dotrzeć do esencji w celu lepszego zrozumienia tej magii, która jest siłą napędową kubańskich muzyków, wykonawców i kompozytorów. Przybyłem tu bez żadnych uprzedzeń, bez tez do udowadniania. Byłem po prostu zwabiony, wciągnięty, zahipnotyzowany przez tę czystą siłę dźwięku i kubańskiego bolera. Kiedy oglądałem ostateczną wersję swojego filmu, zrozumiałem co miał na myśli malarz Err mówiąc : To, co robię uczy mnie tego, czego poszukuję.
"Ten film od początku do końca jest muzyką i praktycznie każda jego nuta jest magiczna". J. R. Jones, Chicago Reader
|