Krwawa satyra na wszystko i wszystkich.
Corey nie ma lekko. Ojca stracił w wypadku samochodowym, z którego sam wyszedł z blizną przecinającą twarz. Macocha i przyrodni brat zrobili sobie z niego popychadło, biją go z byle okazji, choćby dlatego, że nie mogą znaleźć pilota od telewizora. Corey jest samotny, zakompleksiony i zahukany. Ale nie współczujcie mu jeszcze, bo nie ma potrzeby. Pod tym niewinnym, nieco udręczonym chłopięcym uśmiechem kryje się podglądacz i
sprytny zabójca. Kiedy przyrodni brat buchnie mu bilety na koncert Ozzy'ego Osbourne'a Corey, główny bohater tego niskobudżetowego horroru straci cierpliwość. Tak, jak robią to zwykle maniacy tanich slasherów: wpadnie w morderczy szał i każdy kto stanie na drodze do jego marzeń zginie makabryczną śmiercią. Mielenie ofiar ręczną maszynką do mięsa, upychanie ich w domowej zamrażarce i przywiązanie macochy do sofy: to akurat najmniej kontrowersyjne pomysły Coreya. Najbardziej ryzykowne będzie zakochanie się w Jackie, prawdziwym czarnym charakterze tej opowieści, fance glam rocka, szybkich pieniędzy i misternych manipulacji.
„Młody Corey Gorey” to klejnot kina klasy B, cudownie sztuczny i plastikowy jak te cacka, które można wylosować w automatach na stacjach benzynowych. Film nakręcono pod koniec lat 80., ale premierę miał dopiero w 1993 r. Nie gra tam nikt, kogo byście znali, ale kiedy raz zobaczycie Todda Fortune (tytułowy Corey), wyjaśniającego dlaczego włożył brata do zamrażarki ("Nie chciałem, żeby się popsuł") to zapamiętacie go na długo. A jeśli “Młody Corey Gorey” skojarzy się komuś z filmami Johna Watersa to nic dziwnego. Choć nie robi tego wprost, też śmieje się z amerykańskiego stylu życia i również obraża wszystkich, których można obrazić. Od pierwszych scen, kiedy przyssana do ekranu telewizora macocha Coreya wpada w szał ubrana w brudną podomkę, wiadomo już, że film
nie powinien być traktowany poważnie. Także efekty specjalne i krwawe sceny nie wzbudzają grozy a raczej uśmiech na twarzy. Jednak twórcom „Młody Corey Gorey” należy się szacunek za pomysłowość. Przy śmiesznym budżecie udało im się nakręcić całkiem przyzwoity slasher z przewrotnym zakończeniem i kilkoma naprawdę niezłymi dialogami.
„Młody Corey Gorey” to pierwszy film Billa Morroniego, reżyser pracuje aktualnie nad swoim piątym dziełem. Dorobek może niewielki i nieznany, ale będziemy w 2023 roku oglądać jego debiut w polskich kinach, a nie jest to coś, co może o sobie powiedzieć wielu reżyserów kina klasy B.
|