CZYTELNIA
Spis artykułów
Przygoda z indyjskim kinem prosto z Bollywood
"Czasem słońce, czasem deszcz" - indyjska megaprodukcja w absolutnie gwiazdorskiej obsadzie - to kwintesencja typowych elementów bollywoodzkiego kina: porywającej muzyki, zapierających dech układów tanecznych i poruszających ludzkich dramatów. A wszystko to oczywiście na tle fantastycznych, baśniowych wręcz dekoracji i kolorowych kostiumów.
Przez ponad 6 miesięcy film "Czasem słońce, czasem deszcz" utrzymywał się w repertuarze indyjskich kin. Odnosił też ogromne sukcesy w wielu innych krajach. Jako pierwszy indyjski film dostał się na amerykańską listę Top Ten i to zaledwie w niecały tydzień od premiery. Także w Anglii "Czasem słońce, czasem deszcz" stał się cząstką historii kina, docierając aż na trzecie miejsce listy UK Top Charts (nie tylko dotrzymał kroku filmom "Zoolander" i "Inni", ale przegonił je w skali popularności).
Poza tym już w 15 dni po prapremierze "Czasem słońce, czasem deszcz" dostał się na listę Top 20 pokazywanych w Europie filmów azjatyckich. To absolutny rekord, zważywszy, że w tak krótkim czasie nie udało się to jeszcze żadnemu innemu obrazowi. Nic w tym dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że w filmie wspólnie występuje szóstka najlepszych i najpopularniejszych aktorów z trzech generacji indyjskiego kina.
FENOMEN BOLLYWOOD
1. Indie na topie!
Przeglądając gazety czy wychodząc na zakupy, nie można się dziś oprzeć wrażeniu, że Indie to jest to! Indie i indyjskie kino są trendy zarówno w prasie fachowej, gazetach codziennych, pismach o modzie jak i magazynach dla kobiet. Niedawno magazyn ELLE poświęcił nawet temu zjawisku specjalny dodatek. Moda, akcesoria, meble albo muzyka - orient jest na fali.
Dotyczy to także i kina. Bollywood ("B" - jak "Bombaj" + "ollywood", jak "Hollywood"), jak skrótowo określa się indyjski przemysł filmowy, dotarł do nas bocznymi drogami. Zaczęło się od muzyki. Sample z filmów, jak "DoobDoob O’Rama" albo hit Panjabi MC "Mundian To Bach Ke", szturmują europejskie listy przebojów. Andrew Lloyd Webber przedstawia właśnie w Londynie swój najnowszy musical "Bombay Dreams", a w "Ghost World" niezależnej produkcji Terrego Zwigoffa, grająca główną rolę Thora Birch już na samym wstępie tańczy przed telewizorem do przeboju Mohammeda Rafiego "Jan Pachechan Ho". Także Hollywood wyczuł, skąd wieje wiatr. Nie tak dawno temu w kinach pojawił się obraz "Super Guru", w którym Heather Graham porusza biodrami jak prawdziwa hinduska gwiazda. Widoczny wpływ Bollywoodu widać też w tryskającym barwami musicalu Baza Luhrmana Moulin Rouge i w brytyjskim filmie "Bend It Like Beckham". Ale czym tak naprawdę jest Bollywood?
2. Filmy Masala
Pomimo pochlebnych opinii krytyków, indyjskie kino pozostaje w Europie stosunkowo nieznane. Można to po części wytłumaczyć zupełnie innym rozłożeniem akcentów niż w mainstreamowych produkcjach hollywoodzkich. Filmy z Bollywood są bowiem jak mieszanka przypraw. Jak w każdej masali chodzi w nich o odpowiednie wymieszanie, przy czym składniki najczęściej pozostają takie same. W nieskończoność opowiada się trzy, cztery podobne historie, których najważniejszym punktem odniesienia jest romantyczna miłość - w kastowym społeczeństwie Indii ideał niemal nieosiągalny.
Młody i bogaty mężczyzna zakochuje się zazwyczaj w pięknej lecz niestety biednej dziewczynie. Ich szczęściu stają na drodze jego rodzice, pragnący dla syna odpowiedniej partii. Tak samo zaczyna się i "Czasem słońce, czasem deszcz". Powyższy schemat odnosi się bowiem bezpośrednio do jednego z najbardziej ulubionych hinduskich mitów, w którym bóg Kriszna zakochuje się w pasterce Radhi. Indyjska publiczność nie domaga się zazwyczaj oryginalnej fabuły, lecz przepychu dekoracji, gwiazd (czczonych czasem jak prawdziwi bogowie), muzyki i przede wszystkim ogromnych uczuć zawikłanych w wiele osobnych wątków. I obowiązkowo szczęśliwego zakończenia!
3. Wszyscy tańczą, wszyscy śpiewają
Europejska publiczność zaskoczy nie tylko mnogość motywów muzycznych i tanecznych, ale i częste zmiany kostiumów i dekoracji w "Czasem słońce, czasem deszcz". Dopiero co nasi bohaterowie znajdowali się na targu w Bombaju, a chwilę potem tańczą u podłuża egipskich piramid, Kilimandżaro, bądź na górskiej przełęczy w Szwajcarii, mając w tle malowniczy szczyt Matterhorn'u. O dziwo, w indyjskim kinie Szwajcaria odgrywa wcale niemałą rolę. Początkowo po prostu zastępowała Himalaje, zbyt niebezpieczne dla filmowców z powodu napiętej sytuacji politycznej w Kaszmirze, ale z czasem na stałe wpisała się jako osobne miejsce akcji. W fabułę filmów co i raz wplątane są kolejki linowe, ludowe stroje, górskie schroniska i końskie zaprzęgi. Indie zwracają się na Zachód!
Osobną rolę odgrywa w filmie taniec, coraz bardziej nawiązujący do estetyki wideoklipów z MTV, w którym wyrażane są skrywane uczucia, miłość czy pożądanie. Mowa o skomplikowanych, perfekcyjnych sekwencjach dopracowanych w najdrobniejszych szczegółach, które wprawiają w zachwyt nawet największych sceptyków stroniących od musicalu. Dziesiątki tancerzy w niezwykle złożonych układach choreograficznych, którzy bez wysiłku poruszają się w olśniewających dekoracjach, w porównaniu z którymi wybudowany na potrzeby filmu "Titanic" transatlantyk jawi się jako skromna atrapa.
Jakkolwiek przed trzema laty zniesiono zakaz całowania się przed kamerą, to przedstawianie nagości i erotyzmu wciąż pozostaje tabu. Dlatego mężczyźni tak często noszą przylegające do ciała skórzane spodnie i prześwitujące koszule, a zaś aktorki biegną w strumieniach deszczu, bądź obmywane są morskimi falami na brzegu piaszczystej plaży w tak popularnych scenach "wet-sari".
Bollywood masala przywraca światowej publiczności wzruszające melodramaty o rozmachu włoskiej opery, proporcjach greckiej tragedii i korzeniach sięgających antycznych eposów, w których emocje zbyt silne by były wypowiedziane, zostają wyśpiewane. To tak jakby w finałowej scenie Wojen Gwiezdnych Luke Skywalker zbliżający się do Gwiazdy Śmierci słyszał głos Obi-Wan śpiewającego "Użyj Mocy"! Piosenki z filmu nadawane są na okrągło już miesiące przed premierą. Jest ich co najmniej osiem i to one w dużej mierze decydują o sukcesie bądź porażce dzieła. Przez ostatnie 60 lat filmy z Bollywood stanowiły niewyczerpane źródło indyjskich muzycznych przebojów, w rzeczy samej w Indiach przemysł muzyczny i filmowy są jednością. Trzeba jednak wiedzieć, że gwiazdy tych filmów tańczą, ale nie śpiewają. Głosu w piosenkach użyczają im słynni piosenkarze z playbacku, niewidoczni na ekranie, ale słynni z płyt ze ścieżką dźwiękową z filmu.
4. Fabryka snów
Bollywood nie jest jednak wiernym odzwierciedleniem hinduskiej rzeczywistości. Być może rację miał poeta i scenarzysta Javed Akhtar, określając je kiedyś jako "najbliższego sąsiada Indii". To odrębny świat z własną symboliką i tradycjami. Wystarczająco bliski, by widz mógł się z nim identyfikować, ale jednocześnie na tyle niedostępny, by na parę godzin zapomnieć o rzeczywistości. Jeśli kino zdefiniujemy jako dialektykę sugestii i dystansu, to kino indyjskie jest czystą sugestią, a Bollywood prawdziwą fabryką snów.
Wielu widzów filmów z Bollywood doznaje w trakcie seansów ekstazy, gorączki z wrażenia, śmieje się i płacze na przemian ze wzruszenia. Filmy te odwołują się do fundamentalnych tęsknot każdego człowieka i uniwersalnych wartości. To, co dla każdego z nas najważniejsze, jest w nich wyrażone prosto, bez typowego dla postmodernistycznej estetyki Zachodu krygowania się i wymuszonego dystansu. Dają one 1/3 populacji całego globu ukojenie, przepustkę do najwspanialszych marzeń, a także niebanalną naukę o życiu i nadzieję, że szczęście może się uśmiechnąć w każdej chwili, a miłość może nas odnaleźć wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewamy.
W przeciętnej produkcji z Bollywood nie ma przemocy, nagości, perwersji, czy seksu. Z racji wielowiekowej tradycji i obyczajowości Indii, Bollywood skazane jest na subtelność. Te blisko trzygodzinne opowieści najczęściej ukazują rodzinne perypetie - miłość, która łamie rodzinną tradycję, narusza przykazania i powinności, prowadzi do tragicznych konfliktów i wyborów. Tak, jak ma to miejsce w "Czasem słońce, czasem deszcz".
To może wyjaśniać obecną popularność tych filmów na Zachodzie. Choć trwają one zazwyczaj ponad trzy godziny, stanowią jednak znakomitą rozrywkę. Bohaterowie śmieją się i tańczą, śpiewają i cierpią. Łzy leją się strumieniami. Wszystko to na tle egzotycznej scenerii (czym dla Hindusów jest Szwajcaria, tym dla Europejczyków są same Indie), a i na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Filmy z Bollywood okazują się dziś godnymi spadkobiercami tradycji musicalu i pomimo całej swojej sztuczności oferują nam jakość coraz rzadszą do odnalezienia nawet w ambitnych produkcjach amerykańskich: autentyczność. Być może śmiejemy się z czego innego niż Hindusi, ale płaczemy tak jak oni. Bo naprawdę wierzymy w ból i smutek bohaterów. Pod koniec tego maratonu uczuć możemy być wyczerpani, ale nie nieszczęśliwi. Opuszczamy sale kinową uskrzydleni, nucąc jedną z szybko wpadających w ucho filmowym piosenek.
5. Czy Bollywood podbije Europę?
Bollywood to gigant światowego kina, który zarówno ilością, jak i jakością produkcji konkuruje z Hollywood. Prawie 1000 filmów pełnometrażowych rocznie (w USA - średnio 720 rocznie) w blisko 20 językach Indii, dwumiliardowa publiczność - to wszystko sprawia, że Bollywood od lat jest najprężniejszym przemysłem filmowym świata. Filmowym fenomenem, o którym nikt dotąd głośno nie mówił.
W Indiach każdego dnia ponad 45 milionów widzów szturmuje sale ogromnych kin, przypominających pałace, aby znaleźć się w kolorowym świecie wielkich emocji. To dwukrotnie więcej, niż suma wszystkich widzów, którzy co roku odwiedzają kina w Polsce! Nawet Hollywood może o tym jedynie pomarzyć.
Jednak indyjski przemysł filmowy przez długi czas nie interesował się specjalnie europejskim rynkiem zbytu. Na swój sposób rynek ten był jednak otwarty, a pokazy dla europejskich Hindusów, oczywiście w oryginalnej wersji językowej, okazały się źródłem sporego dochodu. Na nic więcej żaden z producentów się jednak nie poważył. Z drugiej strony przed pięciu laty także i Europa nie wykazywała Indiami większego zainteresowania.
Teraz jednak sytuacja się zmienia, a kino z Bollywood stoi u progu wielkiego przełomu zarówno w Europie jak i Ameryce. Mniej więcej od dwóch lat indyjskie filmy święcą duże sukcesy na festiwalach. Choć "MONSUNOWE WESELE" Miry Nair, zdobywca Złotego Lwa w Wenecji w 2001 roku, było jeszcze koprodukcją niemiecko-brytyjsko-indyjską, to już czysto bollywoodzki "DEVDAS" z powodzeniem rywalizował w Cannes w 2002 roku. Także "LAGAAN" z supergwiazdą Aamirem Khanem nominowany był w 2002 roku do Oskara dla filmu zagranicznego.
W Anglii i Ameryce filmy z Bollywood już od jakiegoś czasu odnoszą spore sukcesy. Oczywiście sprzyja temu po części znaczna liczba hinduskich imigrantów w obu krajach. Jednak to z pewnością nie jedyny powód niespotykanych dotąd osiągnięć niektórych filmów. "DEVDAS" tygodniami nie schodził z listy Top 5, a "Czasem słońce..." nie dość, że przez pół roku utrzymywało się w repertuarze kin w Indiach, to jeszcze okazało się ogromnym hitem tak w Anglii jak i w Stanach Zjednoczonych.
|