Tony Rayns, współpracownik reżysera, opowiada o genezie filmu.
Po pięciu latach produkcji Wong Kar-Wai ukończył swoje największe dzieło - 2046. Akcja rozgrywa się w Hong Kongu późnych lat sześćdziesiątych, ale składają się na nią także reminiscencje z wcześniejszych dziejów bohatera i fantastyczne wybiegi w przyszłość - rok 2046. Film stanowi kronikę czterech kolejnych związków pewnego mężczyzny, lecz każdy z nich przenikają wspomnienia wcześniejszych relacji bohatera z zamężną kobietą, które nigdy nie przerodziły się w romans. Ten dotkliwy emocjonalnie nie-romans, największe uczuciowe przeżycie mężczyzny, to motyw z poprzedniego filmu Wonga Spragnieni miłości (2000), który kończył się próbą uwolnienia się od wspomnień – bohater „pogrzebał” je w murach świątyni Angkor Wat.
Pomysł Wonga polega na tym, że tamta kryjówka w murach staje się w kolejnym filmie owym 2046, czasoprzestrzenią, w której nic się nie zmienia, miejscem, w którym nic się nie gubi, więc wszystko można odnaleźć, schowkiem na wszelkie sprawy zduszone, zatrzymane, odrzucone czy odroczone. 2046 to w ostatnim filmie Wonga numer pokoju hotelowego, ale także tytuł gazetowej powieści w odcinkach pisanej przez Chowa Mo-Wana (Tony Leung), w której bohater przywołuje wspomnienia swych dawnych i obecnych miłości w konwencji science-fiction. Nadając filmowi tytuł 2046 Wong sugeruje, że sam film stanowi wielki „schowek”, do którego każdy, z nim włącznie, może wyszeptać swoje tajemnice. Dlatego właśnie 2046 przesycają odniesienia i przywołania wcześniejszych filmów Wonga, a film stanowi swego rodzaju podsumowanie jego dotychczasowej twórczości.
Tylko Wong Kar-Wai wie dokładnie, kiedy pomysł 2046 skrystalizował się w jego głowie, natomiast pierwszy raz usłyszałem od niego o tym projekcie już w 1998. Wong pokazał mi wtedy swój pierwszy szkic 2046 i poprosił o sugestie, bądź poprawki. Zarysowano tam trzy odrębne historie, każda z nich zainspirowana dziewiętnastowieczną operą, wszystkie skupione wokół relacji seksualnych pomiędzy ludźmi i androidami w mieście przyszłości. Wong nie ukrywał, że wybrał rok 2046, bowiem wyznacza on pięćdziesiątą rocznicę powrotu Hong Kongu pod rządy Chin - wyraźna aluzja do obietnicy zawartej w porozumieniu chińsko-brytyjskim podpisanym przez Denga Xiaopinga i Margaret Thatcher dotyczącym przyszłości tego terytorium; obietnicy, że Hong Kong pozostanie „niezmieniony” przez 50 lat.
Wong z pewnością wie co nieco o satyrze politycznej: nazwa jego firmy - Jet Tone - brzmi w języku chińskim „Zedong”, tak jak nazwisko najsłynniejszego Mao. Bez względu jednak na sceptyczne podejście Kar-Waia do obietnicy Denga Xiaopinga wobec mieszkańców Hong Kongu, najbardziej zafascynował Wonga absurd koncepcji, że jakiekolwiek miejsce mogłoby pozostać „niezmienione” przez tak długi czas. W latach dzielących ujęcia próbne w Bangkoku z 1999 i pośpiech kończenia ostatecznej wersji filmu przed jego premierą w Cannes w maju 2004, projekt został stworzony na nowo, praktycznie od zera. Wiele różnych czynników wpłynęło na zmianę kierunku jego rozwoju, niektóre z nich o charakterze finansowym bądź logistycznym. Najbardziej znaczącym jednak okazał się światowy sukces Spragnionych miłości. Kariera Wonga nabrała rozpędu, jego status w świecie filmowym wzrósł na tyle, że wzmianka Sophii Coppoli o inspiracji jego filmami w podziękowaniach za Oscara nie była zaskakująca. We Francji film okazał się najlepiej sprzedającym się nieamerykańskim filmem zagranicznym w historii.
Tak jak Upadłe anioły (1995) przedstawiały mroczną stronę rzeczywistości Chungking Express, tak 2046 przekształciło się w cień Spragnionych miłości: po części sequel, po części remiks. W wielu wywiadach Wong porównywał Spragnionych miłości do narkotyku, od którego był uzależniony (co wyjaśniało, czemu tak długo zajęły zdjęcia i montaż filmu), łatwo więc dostrzec w 2046 dzieło mające na celu karmienie nałogu. Jednakże Wong najwyraźniej nie poddał się uzależnieniu: poświęcił się w tym czasie kilku pobocznym przedsięwzięciom, żeby odwrócić swoja uwagę od wysiłków związanych z opracowaniem nowej koncepcji 2046. Największym z nich był jego wkład w zbiorowe dzieło Eros (2004) – The Hand Wonga zostało uznane za najlepszą część filmu, choć swoje pracę zaprezentowali w nim także Steven Soderbergh i Michelangelo Antonioni. Poza tym nakręcił teledysk do piosenki „Six Days” DJ-a Shadowa oraz reklamówki dla Lacoste i BMW. Reżyser założył też dobrze prosperującą filię menedżerską, która zajmuje się artystami. Dzięki niej Jet Tone otworzyło biura w Szanghaju i Tajpej, a finansowe problemy firmy najwyraźniej znalazły pomyślne rozwiązanie.
Wong sprowadził mnie do Bangkoku pod koniec kwietnia 2004 roku, żebym pomógł opracować angielskie napisy do filmu. Kiedy tam dotarłem, Wong wciąż kręcił dodatkowe ujęcia z Tonym Leungiem i Gong Li, podczas gdy nie śpiący od wielu dni William Chang urządził naprędce kącik montażysty w holu studia Ramindra i pracował nieprzerwanie nad przygotowaniem taśm do udźwiękowienia. To wszystko świadczy tylko o tym, że Wong jest jednym z artystów, którzy potrzebują wyraźnego terminu, by zmusić się do podjęcia trudnych, ostatecznych decyzji w sprawie swojego dzieła i odciąć pępowinę. W przypadku 2046 odniosłem silne wrażenie, że film „ułożył się” w jego głowie bardzo niedawno. To, czego byłem świadkiem, nie wyglądało jak pośpiech nad ukończeniem filmu; raczej jak pośpiech, by ukończyć doraźną, przybliżoną wersję filmu przed rozpoczęciem festiwalu w Cannes. Miesiące po festiwalu poświęcono montażowi, dodatkowym ujęciom i narracji spoza kadru, a wszystko po to, by nadać filmowi kształt, jakiego Wong już wiedział, że pragnie.
Prace nad podpisami zacząłem wcześniej, na początku kwietnia w Hong Kongu, gdzie ukończyłem około 30-40 minut materiału, który nie wszedł do żadnej wersji filmu. Nie wiem, jak wiele materiału wycięto w ogóle, ale nie ulega wątpliwości, że Wong postanowił zrezygnować z większości scen science fiction. Zamiast tego skupił się na kolejnych związkach bohatera z czterema kobietami, nadając tym samym kierunek ogólnej konstrukcji filmu. Każdy związek jest inny, a tylko jeden ma podłoże wyłącznie seksualne (namiętny romans z Miss Bai). Jednak wszystkie te relacje tworzą emocjonalne kontinuum, przedstawiając wachlarz odcieni – od humorystycznego (Jingwen pisząca serię o sztukach walki za złożonego grypą Chowa) po patetyczny (Gong Li wcielająca się w femme fatale: hazardzistki, która nigdy nie przegrywa, ale zawsze nosi jedną czarną rękawiczkę, ukrywającą prawdopodobnie protezę ręki odciętej za oszukiwanie). Jeśli Spragnieni miłości byli peanem na cześć wiecznej mocy zdławionych uczuć, to 2046 jest kolekcją symfonicznych wariacji na temat niespełnionej miłości. Nie znajdziemy tu zdumiewających konkluzji, ale każdemu kaprysowi serca nadano tu wymiar dramatu z mocą, jaką rzadko można odnaleźć w filmach.
Przyjemność, jaką dostarcza film, w dużej mierze jest zasługą doboru aktorów (praktycznie każdy z nich jest wschodnioazjatycką gwiazdą z górnej półki), a wielu widzów zaczęło się już zastanawiać, czy obsadzenie ról w ten sposób jest jakimś rodzajem filmowego dialogu z Zhangiem Yimou. Przecież Zhang w pewnym sensie „pożyczył” Tony’ego Leunga, Maggie Cheung i operatora Chrisa Doyle’a do pracy przy Hero (2000), a Wong najwyraźniej odwzajemnił komplement współpracując w 2046 z wszystkimi trzema aktorkami uważanymi w Chinach za „odkrycia” Zhanga Yimou, czyli Gong Li, Zhang Ziyi i Dong Jie (wystąpiła w ujmującym filmie Zhanga Happy Times z 2000 roku i pojawia się gościnnie w 2046 jako Jiewen, młodsza siostra Jingwen.) Wong zaprzecza sugestiom, że świadomie „odpowiedział” Zhangowi, ale łatwo zauważyć, że pewien rodzaj „dialogu” pomiędzy reżyserami wciąż trwa: Dom Latających Sztyletów, najnowszy dowód na obsesyjną pogoń Zhanga za Oscarem dla najlepszego filmu zagranicznego, stanowi pole do popisu dla kolejnej dwójki aktorów ze stajni Wonga Kar-Waia, mianowicie Andy’ego Lau i Kaneshiro Takeshiego, a ścieżkę dźwiękową skomponował Japończyk Umebayashi Shigeru – autor melancholijnego walca ze Spragnionych miłości.
Zabrakło natomiast przy postprodukcji filmu w Bangkoku kluczowej niegdyś dla Wonga postaci - Chrisa Doyle’a. Żadna ze stron nie zamierza obecnie się wypowiadać na temat rozłamu, ale ogólnie wiadomo, że problemy zaczęły się, gdy Doyle opuścił plan Spragnionych miłości wkrótce po rozpoczęciu nowej serii zdjęć w Bangkoku (był odpowiedzialny za wszystkie zdjęcia z Hong Kongu, z których bardzo niewiele znalazło się w ostatecznej wersji filmu; większość tego, co dane nam było zobaczyć w kinach jest dziełem tajwańskiego operatora Marka Lee [Li Pingbin], z niewielkim udziałem Yu Li-Waia, Kwana Pun-Leunga i innych). Doyle pogodził się z Wongiem na tyle, by rozpocząć zdjęcia do 2046, ale ponad połowa filmu nakręcona została przez Kwana Pun-Leunga i dawnego asystenta Doyle’a Lai Yiu-Fai. Wygląda na to, że tym razem ścieżki Wonga i Doyle’a rozeszły się na dobre.
Czy na pewno w grę wchodzi tu ego i zraniona duma, nie potrafię do końca wyjaśnić, jednakże można wyciągnąć wnioski z faktu, iż zarówno Spragnieni miłości, jak i 2046 sprawiają wrażenie pracy jednego operatora. Doyle napisał kiedyś, w nawiązaniu do Happy Together, że najczęstszą śpiewką Wonga na planie było „Czy to najlepsze, na co cię stać, Chris?” – małe, dokuczliwe upokorzenia mające sprowokować go do wymyślenia lepszych i ciekawszych pomysłów na każde kolejne ujęcie. Kiedy zaś rozpoczęły się nowe zdjęcia do Spragnionych miłości w Bangkoku, Wong nagle stwierdził, że ma bardzo konkretne wyobrażenia dotyczące kadrowania, światła, barw i ruchu kamery; przestrzeń dla pomysłów Doyle’a została zdecydowanie ograniczona.
Jeśli faktycznie Wong został swoim własnym operatorem, to by się zgadzało z moim odczuciem, że Spragnieni miłości i 2046, choć nie bezpośrednio autobiograficzne, są filmami bardzo osobistymi. W 2046 muzyczne i słowne odniesienia do Days of Being Wild z 1990 wprowadzają ton osobistej refleksji, która powraca jak echo, jak imię i nazwisko postaci – Su Lihzen i przypomina efekt swego rodzaju wewnętrznego rozliczenia (dwie pierwsze Su Lihzen zagrała Maggie Cheung w Days of Being Wild i Spragnionych miłości, trzecią okazuje się postać Gong Li w 2046 posługująca się pseudonimem Black Spider). Nieprzypadkowo największą różnicą, jaka dzieli wersję filmu sprzed Cannes i ostateczną są poprawki naniesione na narrację spoza kadru, które utrudniają prostą interpretację filmu jako opisu zaangażowania emocjonalnego autora w fikcyjny świat jego postaci.
W wersji prezentowanej w Cannes wątek science fiction pokazuje Japończyka Taka (Takuya Kimura) wyruszającego w niekończącą się podróż pociągiem do 2046 roku. Bohater próbuje zbliżyć się do androida-kobiety, który bardzo mocno przypomina jego utraconą dziewczynę. Ta część filmu opatrzona była narracją w pierwszej osobie samego Taka (w języku japońskim). W wersji ostatecznej początek jest podobny, jednak gdy opowieść toczy się dalej, narrację (nadal w pierwszej osobie, lecz w języku kantońskim) przejmuje człowiek, który pisze tę historię – Chow. W skrócie: opowieść jest nie tyle wypowiedzią Chowa na temat trudnego chińsko-japońskiego romansu Jingwen i Taka, lecz raczej wyrazem jego własnego beznadziejnego zauroczenia Jingwen. W filmie Jingwen czyta opowiadanie i odsyła komentarz: „Dobre, ale czy nie mogłoby mieć szczęśliwszego zakończenia?”.
W filmie pojawia się teza, że nikt nie zdołał nigdy opuścić 2046, ale wyjątkowo długoterminowa inwestycja samego Wonga faktycznie ma duże szanse na szczęśliwsze zakończenie. Ostatnio zdradził publiczności festiwalu filmowego w Londynie, że ma w perspektywie dwa nowe filmy fabularne, jeden o tytule Dama z Szanghaju z udziałem Nicole Kidman (nie będzie to jednak remake filmu Orsona Wellesa), drugi opowiadający o pierwszym nauczycielu sztuk walki Bruce’a Lee; Tony Leung już przygotowuje się do tej roli. Bez względu na to, którym się zajmie, Wong Kar-Wai niewątpliwie wydaje się być człowiekiem na dobre opuszczającym 2046.
Na podstawie tekstu z "Sight & Sound" nr 1/2005