CZYTELNIA
Spis artykułów
"To przede wszystkim film o miłości" - rozmowa z reżyserem
Kiedy narodził się pomysł kontynuacji historii studentów, którzy spotkali się na stypendium
w Barcelonie?
Po wejściu do kin „Smaku życia” nie myślałem o kontynuacji. Z czasem zmieniłem zdanie, a powodem była moja sympatia do wspaniałych aktorów. Chciałem znowu pracować z Romainem Durisem, Audrey Tautou, Cécile de France, Kelly Reilly i Kevinem Bishopem! „Smak życia” przekonał mnie, że jeśli pracy nad filmem towarzyszy poczucie radości, tym lepszy końcowy efekt. Chciałem także stworzyć nowy film z zabawną, dynamiczną fabułą. Sześć miesięcy po premierze „Smaku życia” zdałem sobie sprawę, że ten film wcale nie był dokończony. Był w nim potencjał na rozwinięcie fabuły. Kiedy przekonałem się, że mogę rozwinąć i pogłębić historię Xaviera, zaangażowałem się w nowy projekt bez reszty.
Na jakie pomysły rozwinięcia fabuły zdecydował się Pan w „Smaku życia2”?
Pomysł narodził się podczas promocji pierwszej części w Sankt Petersburgu. Byłem tam po trzy razy
i za każdym razem miasto wzbudzało mój coraz większy zachwyt. Po prostu się w nim zakochałem. Powiedzieliśmy sobie z Brunonem Levy’m (producentem filmu), że jeśli ma powstać kontynuacja, akcja powinna się dziać właśnie tu. I wtedy trafiliśmy na wydarzenie, które w dużym stopniu wpłynęło na scenariusz. Obejrzeliśmy od kulis przyjęcie weselne odbywające się w jednej z restauracji. Pan młody kompletnie pijany w toalecie, młoda żona, w sukni ślubnej, czekająca przy drzwiach…
Pomyśleliśmy z Brunonem, że zabawnie byłoby ożenić Williama w Rosji. Wtedy wszystkie elementy układanki dopasowały się do siebie. Naraz ujrzeliśmy to miasto, to wesele, dodałem Xaviera w wieku trzydziestu lat – samotnego mężczyznę poszukującego kobiety swojego życia, z problemami zawodowymi. Ta krótka chwila intymności w Sankt Petersburgu dała mi natchnienie i chęć zrobienia filmu.
„Smak życia” opowiadał o wejściu w dorosłość młodych ludzi, którzy odkrywają świat dzięki programowi Erasmus. W „Smaku życia 2” stają się bardziej odpowiedzialni… Jaki jest główny temat filmu?
To film o młodych ludziach, pomiędzy 26. i 30. rokiem życia. Nadal uczą się życia, ale już na kolejnym etapie, kiedy trzeba połączyć zarabianie pieniędzy i karierę zawodową z poszukiwaniem idealnego partnera. To przede wszystkim film o miłości.
Można powiedzieć, że to film o dwojgu ludziach...
Tak, o dwojgu ludziach, a także o związku miłości i wspólnego życia O tym, że w pewnym stopniu bycie razem nie jest tożsame z miłością, a miłość niekoniecznie oznacza bycie razem. Próbowałem pokazać związane z tym komplikacje.
Podobnie jak w pierwszej części „Smaku życia”, opowieść koncentruje się wokół postaci Xaviera. Wciąż nie jest mu lekko, choć udaje mu się pomału żyć z pisania...
W „Smaku życia” pojawiało się kilka tematów – przede wszystkim temat europejskości (Erasmus).
Inną rzeczą był ten ważny moment w życiu, kiedy kończymy studia i mówimy sobie, że fakt ukończenia studiów o jakiejś specjalizacji nie musi decydować o kierunku naszego życia. Spełnienie marzeń jest niejako ratowaniem życia. W „Smaku życia” chciałem pokazać swój optymizm dotyczący marzeń. Chciałem powiedzieć ludziom: Nie pozwólcie, żeby wpływały na was te wszechobecne ponure rzeczy, które ludzie mówią o życiu. Żyjcie swoimi marzeniami, spełniajcie je! W drugiej części filmu musiałem zrobić coś zupełnie odwrotnego. Tak naprawdę są dwa podejścia do życia: marzenia
i koniec marzeń. Dojrzewanie jest w pewnym stopniu końcem marzeń. Z drugiej strony, nie wolno całkowicie ich porzucać, inaczej przedwcześnie się starzejemy. Musimy jednak nauczyć się żyć
w realnym świecie. Xavier marzył o pisarstwie, lecz to zajęcie nie zawsze łatwe, nie zawsze przyjemne. Chciałem o tym powiedzieć tak szczerze, jak to tylko możliwe.
Xavier nadal ma problemy uczuciowe. Trudno mu się ustatkować...
Tak, ale rozwija się, dojrzewa. Skoro celem filmu było opowiadanie o miłości, trzeba było o niej mówić we współczesny sposób. Istnieje pewne ogólnie akceptowane kłamstwo o miłości. Niewiele osób, kobiet czy mężczyzn, przyznaje się do kilku partnerów. Lecz zwyczajnym stało się przyznawanie do kilku miłości. W dzisiejszych czasach musimy zdać sobie sprawę, że nie istnieje coś takiego jak „kobieta czy mężczyzna mojego życia”. Dzisiejsze wyobrażenie niepowtarzalnej miłości nie jest takie, jak w czasach literatury romantycznej i w związku z tym trudno jest nam być romantycznymi,
a jednocześnie zaakceptować fakt, że w naszym życiu były różne miłości. Jak można się kilkakrotnie zakochiwać? – to pytanie nurtowało mnie. Tak więc zagubienie Xaviera na początku filmu jest zagubieniem wszystkich ludzi szukających tej „jednej, jedynej”. Nielicznym udaje się ją odnaleźć za pierwszym razem… Wreszcie, zainspirował mnie film Truffaut’a „Mężczyzna, który kochał kobiety” (L'Homme qui aimait les femmes, znany również pod tytułem „Człowiek, który kochał kobiety”).
Truffaut pokazał z powodzeniem mężczyznę, który od jednej kobiety odchodził do następnej, nie będąc przy tym macho, ani Don Juanem, przynajmniej nie w sensie zdobywania. Lecz Xavier jest inny niż „Mężczyzna, który kochał kobiety”.
Większość aktorów występujących w „Smaku życia” stało się gwiazdami. Czy przeczuwał Pan to obserwując ich grę aktorską?
Ani Romain, ani Cécile i Kelly nie byli gwiazdami podczas realizacji „Smaku życia”. Ich pozycja w aktorskiej hierarchii zmieniła się, ale zmienili się również jako ludzie i aktorzy, osiągnęli w swej grze większą dojrzałość. Wszyscy pracowali z innymi reżyserami, zrobili ważne filmy… Mają inną aurę. Na przykład Audrey Tautou nie jest już ani tą samą osobą, ani tą samą aktorką…
Na początku pracy nad „Smakiem życia” Cécile miała problemy z postacią Isabelle, natomiast teraz widać u niej niewiarygodne mistrzostwo… Nieczęsto widywałem tak grających aktorów! Praca z takimi aktorami to jak prowadzenie samochodu wyścigowego – robi wrażenie!
Pańska znajomość z Romainem Durisem trwa od chwili jego debiutanckiego występu w Pańskim filmie „Młodzi groźni” (Le péril jeune). Wystąpił w kilku Pańskich obrazach. Nadal potrafi Pana zaskoczyć?
Zadziwia mnie coraz bardziej. Myślę, że robi obecnie dużo większe wrażenie niż
w „Młodych groźnych”. Wówczas nie był aktorem, lecz po prostu młodym człowiekiem obdarzonym naturalnym wdziękiem. Musiałem go jedynie sfilmować, był wyjątkowo fotogeniczny. Bruno Levy i ja odkryliśmy, że nie wiedząc o tym, miał aktorstwo we krwi. Oglądając go we „Wszyscy szukają kota”, myślałem: Ejże, on jest także niezłym aktorem. Widząc go w filmie „Być może” (Peut-être) pomyślałem: Jest naprawdę dobry! Postać odtwarzana przez Romaina w „Smaku życia” była zupełnie inna od jego poprzednich kreacji. Zauważyłem, że stał się prawdziwym aktorem, a poziom jego profesjonalizmu przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. W „Smaku życia 2” uczynił kolejny krok naprzód. Praca z Jakiem Audiardem i rola Arsene’a Lupina dały mu olbrzymią wiedzę, prawdziwe zawodowstwo. Na szczęście Romain nie traci spontaniczności, która była jego olbrzymią zaletą na początku aktorskiej kariery. Profesjonalizm nie zabił naturalności. Co więcej, jest pomiędzy nami dwoma jakieś porozumienie, wspólny język, którego nie mam z nikim innym. Rozumiemy się bez słów: Roman wie, czego chcę, zanim jeszcze dokończę zdanie.
Film kręcono w Paryżu, Londynie i Sankt Petersburgu. To mnożyło trudności, ponieważ za każdym razem pracowaliście z lokalnymi ekipami, mówiącymi swoimi własnymi językami...
Zawsze wiedziałem, że aby dobrze kierować aktorem, on musi się wyrzec siebie, swoich osobistych schematów, ponieważ celem jest zepchnięcie go z dobrze ubitego traktu – trzeba zmusić go do porzucenia wewnętrznej melodii i aktorskich trików. Trzeba pomóc mu zobaczyć owe cieniste strefy,
z których istnienia nie zdaje sobie sprawy. Aby to osiągnąć, konieczne jest, aby się zatracił.
Myślę, że tak naprawdę we wszystkich moich filmach staram się zatracić siebie. Zawsze próbuję zaskoczyć siebie samego wybierając temat całkowicie inny od poprzedniego. W tym wypadku tym zaskoczeniem była daleka podróż i to, że właśnie z powodu obcych języków znalazłem się w punkcie, w którym już nie wiedziałem, kim jestem. Sądzę, że nasz świat jest złożony, a ja staram się być jego portrecistą.
W związku z tym Xavier jest tak popaprany, jak świat, w którym żyjemy.
Nie było łatwo w tych trzech miastach (Paryżu, Londynie, Sankt Petersburgu), zwłaszcza w Rosji. Musieliśmy korzystać z tłumaczy. W scenie w kuchni, w której występują Romain oraz aktorzy brytyjscy i rosyjscy wszyscy mieli problemy ze zrozumieniem siebie nawzajem i musieli korzystać
z pomocy tłumacza. Scenariusz musiał być bardzo konkretny. Zabroniłem jakichkolwiek prób improwizacji, bo w przeciwnym razie nikt nie byłby w stanie podrzucić następnej kwestii. Doprowadziło mnie to niemalże do obłędu. Wyobraźcie sobie Romaina, który pyta: „Co powiedziałeś po angielsku Kelly, kiedy rosyjski tłumacz powiedział, co rosyjski aktor powiedział po rosyjsku, że chce zrobić?”
Skąd pomysł na tytuł (w oryginale Les Poupées Rousses, czyli „Matrioszki”)?
Chciałem, żeby miał związek z tytułem pierwszej części. To kolejne wyrażenie, w którym użyta jest nazwa kraju (L’Auberge Espagnole, dosł. hiszpański hotel: w języku francuskim zwrot ten oznacza miejsce, do którego każdy wnosi coś od siebie do wspólnego użytku). Xavier stwierdza: Pisanie to układanie życia. Kiedy pisze się opowiadania, potrzeba pudełek do segregowania pomysłów. Zawsze sądziłem, że scenariusz to znalezienie właściwego pudełka na posegregowanie pragnień czy pomysłów. Jako pisarz Xavier poszukuje pudełek, a jednocześnie kobiety swojego życia. Wkładamy pudełka jedno w drugie, aby ułożyć skomplikowane uczucia. Pod koniec filmu Xavier mówi, że poznane przez niego kobiety są jak matrioszki. W tych wszystkich pudełkach musi się kryć mała laleczka i to właśnie jej szukamy.
Wszyscy aktorzy są zainteresowani realizacją trzeciej części filmu...
Dobrze wiedzieć!
A Pan?
Ja również. „Smak życia” ma początek i koniec, nie byłem pewien, czy można wyjść poza ten koniec. Teraz wyrosłem z tej obawy, więc za pięć czy dziesięć lat, dlaczego by nie nakręcić kolejnej części, która dałaby nam przyjemność obserwowania upływu czasu. Tak więc poczekam, aż czas sam rozwiąże ten problem!
|