CZYTELNIA
Spis artykułów
"Apetyt na życie" - rozmowa z Romainem Duris
W jaki sposób „Smak życia” wpłynął na rozwój Pańskiej kariery?
Mam wrażenie, że trzeba zyskać popularność, aby coś się naprawdę zmieniło. Dostaję dużo więcej propozycji i określa się mnie mianem „gwarantujący zysk”! To miłe, ale nie o to mi chodzi.
Czy spodziewał się Pan takiego odbioru podczas pracy nad filmem?
Całkowicie ufałem Cédricowi. Nie sądziłem jednak, że film obejrzą trzy miliony widzów, chociaż wierzyłem, że się spodoba.
Kiedy rozmawiał Pan z Cédric’em o „Smaku życia 2”?
Mniej więcej na rok przed rozpoczęciem zdjęć. Cédric chciał, żebyśmy razem obejrzeli filmy Truffauta, ponieważ słyszał od ludzi, że nasz związek przypomina relację Truffauta i Jean-Pierre’a Léauda. Dużo rozmawialiśmy o postaciach Doinela i Xaviera, a także o ewolucji bohatera filmowego.
Czy był Pan gotów na wskrzeszenie swojego bohatera?
Tak, ale szczerze mówiąc, bardziej pociągała mnie współpraca z reżyserem niż wskrzeszanie postaci! Być może bałem się, że dojrzewając, stanie się ona bardziej „normalna” (dla mnie Xavier jest niekonwencjonalny w sposobie bycia, poglądach, niezgrabności). Nie wiedziałem, jak sprawić, aby się rozwinął. Ale oczywiście pomysł kontynuacji pociągał mnie...
W jakim był Pan nastroju czytając scenariusz „Smaku życia 2”?
Pragnąłem ponownie doświadczyć tej przyjemności, jaką dała mi praca na planie „Smaku życia” – przyjemności płynącej z interpretacji roli odmiennej od innych. Jeżeli miałem obawy, to tylko
z powodu Xaviera. Zastanawiałem się, w jaki sposób Cédricowi uda się za nim nadążyć, jak w „Smaku życia”. Zawsze być przy nim, a jednocześnie kazać mu przeżyć setki historii.
A kiedy już skończył Pan czytać scenariusz?
Bardzo mi się podobał! Natychmiast zadzwoniłem do Cédrica – niewiarygodne, historia była szalona, czułem w niej olbrzymią wolność i świeżość. Sądzę, że przesłanie filmu – wewnętrzne rozterki Xaviera związane z miłością, kobietami, pracą, dziadkiem, rodzicami – są uniwersalne. Ten film idzie dalej niż pierwsza część.
Jak przebiegło kolejne spotkanie z Xavierem?
Było to przyjemne, magiczne doświadczenie. Od pierwszego do ostatniego dnia. To trochę tak, jakby „Smak życia” był jednym wielkim przygotowaniem się do tej roli.
Po obejrzeniu „Smaku życia” zastanawialiśmy się, czy Xavier znajdzie spełnienie w zarabianiu na życie pisarstwem... Co się z nim dzieje w drugiej części filmu?
Na razie odłożył na bok pragnienie napisania książki, bo musi zarobić na swoje utrzymanie. Niedługo skończy 30 lat i wykonuje dorywcze prace dla telewizji i różnych czasopism... Podchodzi do nich z pewnym dystansem, ponieważ zdaje sobie sprawę, że to nie to, co chce robić w życiu. Chwilowo odkłada na bok swoje marzenia. Podchodzi do tej kwestii w ujmujący sposób. Nie chcę o nim myśleć, że jest odarty z iluzji. Ma talent, ale jeszcze nie nadszedł czas, by poczuł się wielkim, utalentowanym pisarzem...
W życiu prywatnym Xaviera panuje bałagan. I to właśnie jest głównym tematem filmu...
To prawda, Xavier nie jest bohaterem. Jest wzruszający, kiedy ktoś go spoliczkuje, wytknie mu jego wady... To, co w nim lubię, to jego apetyt na życie. Z dziewczynami mu nie idzie, ale jest w tym niesamowicie pełen życia! Podoba mi się to, jak dochodzi do siebie po tym, jak Martine – jego była, Izabelle – jego przyjaciółka i jego inne zdobycze każą mu się wynosić. Nie trzyma się uparcie pomysłów czy zasad, cały czas się zmienia. I, co jest piękne, do wszystkiego podchodzi z wiarą. Nawet jeśli jest w błędzie, ważne, że działał w dobrej woli.
W filmie wybiera się w odwiedziny do Martine, byłej dziewczyny i ma romans
z dziewczyną poznaną wcześniej.
Martine jest jego sumieniem. Są ludzie, z którymi kiedyś łączyły nas intymne stosunki i który nigdy nie zdradzimy. Potrafią być bardzo denerwujący! A zakocha się w Wendy, która była jego przyjaciółką, ponieważ są bardzo podobni. To mocny związek, bo od początku darzą się wzajemnym szacunkiem.
Czy Xavier jest postacią reprezentatywną dla młodych trzydziestolatków?
Myślę, że jest reprezentatywny w związku z jego wątpliwościami dotyczącymi miłości, pracy i tego, co chce zrobić ze swoim życiem. Dochodzi do tego sposób, w jaki traktuje różne sprawy. Mnie on rozśmiesza. Sprawiło mi wielką przyjemności, kiedy realizator dźwięku (wielki Cyril Moisson) powiedział mi, że Xavier kojarzy mu się z postacią Pana Hulot (postać z filmu „Wakacje Pana Hulot” – Les Vacances de M. Hulot – reż. Jacques Tati). Jest w nim coś niekonwencjonalnego, co mi się podoba.
Jak wyglądało spotkanie całej ekipy w Sankt Petersburgu?
Było trochę dziwnie. Kiedy się spotkaliśmy, każdy z nas był inny, ale w dobrym sensie tego słowa. Spotkaliśmy się w barze... Atmosfera przypominała trochę tę z Barcelony. Czas minął, nasze drogi się rozeszły, zmieniliśmy się... ale mimo to z przyjemnością znów się spotkaliśmy.
Czy utrzymuje Pan kontakt z niektórymi z aktorów?
Tak, z Brytyjczykami i z Cécile de France.
Czy Cédric nadal potrafi Pana zaskoczyć?
Fascynuje mnie sposób, w jaki wyraża w obrazach najbardziej szalone uczucia i myśli. Jest między nami coraz to większa bliskość. Nasze wzajemne zrozumienie jest niewiarygodne... Czasami nawet nie musi kończyć zdania; ja i tak wiem, co chce powiedzieć. Jest bardziej dokładny ode mnie, więcej czasu poświęca rzeczom, dużo szybciej dociera do sedna... Nadal umie nadać scenie świeżość
i sprawić, by prześwitywała przez nią magia. Każdy jego pomysł jest na pograniczu śmiechu
i emocji, to rzadki dar...
Czy odczuwał Pan presję związaną z tym filmem?
Nie. Jedyna presja, jaką odczuwałem, związana była z moimi wątpliwościami, czy odnajdę tę samą radość, tę samą identyfikację z postacią Xaviera. Ale od pierwszego dnia wszystko poszło tak, jak trzeba. Miałem wrażenie, że zachowywałem energię na same dobre rzeczy i nie pozwalałem sobie na wątpliwości, które zazwyczaj mnie dręczą po dniu spędzonym na planie. Po pracy nad trzema filmami pod rząd, będąc na planie każdego dnia, nie chciałem sobie nimi zaprzątać głowy.
Co Pan zrobi, jeśli Cédric zadzwoni do Pana z propozycją trzeciej przygody?
Wchodzę w to.
|