TYDZIEŃ FILMU NIEMIECKIEGO
25 lutego - 2 marca 2005 r., kino Charlie
Program
Opisy filmów
Kolejny dobry rok
KOLEJNY DOBRY ROK
Kino niemieckie znów zaczęło zabierać głos w dyskusji o ważnych dla Niemców sprawach. Takim tematem był w ostatnich sezonach terroryzm - powstała seria filmów dotykająca tego bolesnego problemu, który w pokoleniach Niemców pozostawił wyraźny ślad. Czy kino niemieckie uporało się z tym koszmarem, który sprawił, że w końcu lat 70. i początku 80. RFN było niemalże państwem w stanie wojny wewnętrznej? Pewnie nie, bo nie rozwiązywania problemów społecznych i politycznych oczekuje się od kina. Dobrze jednak, ze dzięki filmom ten temat powrócił.
W ostatnim sezonie powrócił też temat jeszcze ważniejszy i boleśniejszy, z którym nie tylko kino, ale cała kultura niemiecka nie może poradzić sobie od 60 lat. Problem brunatnej przeszłości i przezwyciężenia wizji upiornych bohaterów z dumnie wyprężonym ramieniem i swastyką na rękawie, upiorów wciąż odzywających się w świadomości narodowej Niemców, co nie znaczy wciąż żywych, lecz raczej nadal nieumarłych, pokutujących.
A że to temat ważny, aktualny i poruszający nie tylko dla historyków czy publicystów, lecz dla milionów Niemców i nie tylko, niech świadczą dane frekwencyjne z 2004 roku. Do początku 2005 r. na "Upadek" wybrało się 4, 6 miliona widzów do kin w Niemczech (od premiery 16. 09. 2004). W innych krajach film też spotkał się z dużym zainteresowaniem (w Polsce do 19. 12. 2004 obejrzało go ponad 220 tysięcy widzów w ciągu 7 tygodni rozpowszechniania). Jest wyświetlany w całej niemal Europie od jesieni ubiegłego roku, a na 25 lutego 2005 r. wyznaczono termin premiery kinowej w USA - co ma związek z faktem, że film został oficjalnie nominowany przez Akademię do Oscara w kategorii produkcji nieangielskojęzycznej.
"Upadek" wzbudził burzę polemik prasowych i telewizyjnych w Niemczech i Europie. Część dyskutantów podnosiła wartości dokumentalne - to niemal wierna rekonstrukcja zdarzeń - ostatnich dni życia Adolfa Hitlera miotającego się w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy i histerycznie próbującego odwrócić nieuchronny upadek swojego zbrodniczego reżimu, inni oburzali się, że Hitler jest zbyt ludzki, roniący nawet łzy, że generałowie przedstawieni są jak herosi bez skazy, a otoczenie fűhrera, adiutanci i śliczne sekretarki, zapatrzone w niego i wierne do końca, w tym główna bohaterka, która po latach mogła zdobyć się tylko na wyznanie, że nic nie wiedziała o zbrodniach nazizmu i być może, jak cały naród, była zbyt zaślepiona...
Reakcją na "Upadek" był "Der Neunte Tag" Volkera Schlöndorffa oraz "Rosenstaße" Margarethe von Trotty (ten ostatni film znajduje się w programie Tygodnia). Nie dziwi wspólny ton tych reżyserów, klasyków Nowego kina niemieckiego, aktywnych od lat 60., przez 20 lat małżonków (1971-91), do tego wspólnie zaangażowanych w latach 70. w pomoc represjonowanym uczestnikom rewolt studenckich i policyjnych akcji tropienia terrorystów wszędzie tam, gdzie tylko odzywały się głosy jakiejkolwiek krytyki społecznej czy politycznej. Schlöndorff i von Trotta zajęli całkowicie odmienne pozycje etyczne i polityczne niż autorzy "Upadku", uznali film Olivera Hirschbiegela (reżysera) i Bernda Eichingera (scenarzysty i producenta) za szkodliwy i nieprawdziwy. Cóż z tego, że fakty się zgadzają, skoro fałszywa jest interpretacja i sens filozoficzny tej historii. Cóż z tego, że Hitler płacze, albo że generałowie dobrze się biją do końca, albo że młodziutka sekretarka jest tak głupia, że nie rozumie, co znaczą słowa przemówień i rozkazów przepisywane przez nią na maszynie? Czy znów Niemcy chcą zasłonić się niewiedzą? Jeśli komuś należy się współczucie, to na pewno nie Hitlerowi, płaczącemu nad swoim upadkiem i nie Goebbelsom, mordującym swoje dzieci, nie katom, lecz ofiarom i bohaterom choćby tylko biernego oporu, na który zdobyły się jednostki w obliczu ogólnonarodowego konformizmu.
Schlöndorff nakręcił film na podstawie dziennika Jeana Bernarda - katolickiego księdza z Luksemburga, więźnia Dachau (w jego roli znakomity Ulrich Matthes - nota bene grający w "Upadku" demonicznego Goebbelsa). To film filozoficznego dyskursu o dość jednoznacznej wymowie: nie było i nie ma prawdziwych i uczciwych przesłanek do współpracy ze zbrodniczym reżimem.
Von Trotta opowiedziała natomiast historię grupy kobiet, które w zimie 1943 r. zaprotestowały przeciwko aresztowaniu swoich żydowskich mężów i osadzeniu ich w budynku koncentracyjnym na Rosenstaße w Berlinie. W 1943 r., mając przeciwko sobie najpotężniejszy aparat przemocy i nienawiści rasowej w historii, demonstrowały na ulicy skandując: "Oddajcie nam naszych mężów". I wygrały. Władze zmuszone były wypuścić mężczyzn, gdyż żony nie zgodziły się z nimi rozwieść, do czego je zmuszano i co spowodowałoby ich wywózkę do obozów zagłady. Zwyciężyły, bo nie uwierzyły, że ich mężowie pojadą na wschód do pracy, a nie na śmierć, zwyciężyły, bo nie ulękły się przemocy.
Dwie różne historie zwyczajnych ludzi, którzy nie byli wyznawcami relatywizmu moralnego czy zwyczajnego samooszukiwania się, a po prostu nie ulegli terrorowi i nie poddali się.
To prawda, że trudno jest porównywać tak różne filmy jak wyprodukowany za 13,5 mln. euro w stylu hollywoodzkim superhit "Upadek" z dwoma kameralnymi filmami Schlöndorffa i von Trotty. Z obowiązku kronikarskiego trzeba jednak zauważyć, że obrazy te spotkały się z dobrym przyjęciem publiczności. "Rosenstraße", obejrzało ponad 600 tysięcy widzów w samych Niemczech, film wyświetlany był także z powodzeniem we Włoszech i USA.
Inny ważny dla Niemców temat - temat podnoszenia się z klęczek w latach 50. podnosi Sönke Wortmann. Jego "Cud w Bernie" jest opowieścią o zwykłych ludziach, którzy wstydzili się nędzy i upadku swojego kraju i narodu po II wojnie, nie roztrząsając specjalnie, czy kara im się należała słusznie czy też nie i jak długo powinni pokutować. Dla tych ludzi ważne było odzyskanie wiary w siebie, a to mógł im dać tylko jakiś spektakularny sukces - nawet sportowy. I stal się cud - drużyna piłkarska Niemiec zdobyła tytuł mistrzów świata na zawodach w Bernie. Czy ten sukces mógł obejść jeszcze kogoś oprócz kibiców piłkarskich? Obszedł cały naród i obudził na nowo jego wiarę w siebie. Wielki poprzednik Wortmanna, Rainer Werner Fassbinder, również uznał to zwycięstwo za przełomowe dla historii powojennej Niemiec - jego "Małżeństwo Marii Braun" kończy się właśnie podczas telewizyjnej transmisji meczu finałowego z Berna.
7 października 2003 r., niewiele ponad tydzień przed oficjalną premierą swojego filmu w Niemczech, której gościem honorowym był kanclerz Gerhard Schröder - Sönke Wortmann przyjechał do Warszawy na Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy, gdzie tego dnia pokazywany był "Cud z Berna". Interesowało go przyjęcie w Polsce i ucieszyło, że kilka jego wcześniejszych filmów pokazywano w ramach Tygodni Młodego Kina Niemieckiego. To były jednak produkcje kameralne, wręcz offowe, a teraz pokazywał pierwszy film wysokobudżetowy - kosztował ponad 7 milionów euro. Na lunchu u Fukiera ten jak zwykle skromny i bezpośredni reżyser dawał wyraz swojemu przejęciu, mówił, że "Cud" nie jest typowym filmem komercyjnym, że opowiada o ważnym dla Niemiec momencie historycznym, że ważny jest także dla niego ze względu na jego dawniejszą karierę piłkarską, że te promocje go przerażają, że film ma ponad 170 kopii w Niemczech, do tego kanclerz na premierze... "Cud z Berna" okazał się jednym z największych hitów kinowych w Niemczech - obejrzało go do końca grudnia 2004 r. ponad 3, 7 miliona widzów.
Niemniej ważnym od historycznych tematów: epoki III Rzeszy i początku lat 50., poprzedzającego erę tzw. cudu gospodarczego, jest problem poruszony przez Fatiha Akina w filmie "Głową w mur". To miejsce w społeczeństwie niemieckim i świadomość narodowa pokolenia Turków urodzonych w RFN w latach 70., jako dzieci gastarbeiterów przybyłych nad Ren i Sprewę w latach 60. i 70. Akin sam jest takim dzieckiem i dlatego jego film jest tak prawdziwy, choć sam reżyser kwestie narodowe stara się odsunąć na plan dalszy: "Kim jestem? - zastanawiał się po ceremonii wręczania nagród na Berlinale - Turkiem? Niemieckim Turkiem? Niemcem? W ogóle nie chcę myśleć w tych kategoriach".
"Głową w mur" to jeden z najlepszych filmów niemieckich i europejskich ostatnich lat.
Pozostałe filmy z programu 8 Tygodnia również poruszają istotne problemy społeczne. "Kroko" opisuje życie wielkomiejskich, poenerdowskich blokowisk. Niemieccy "dresiarze" spędzają życie w ten sam sposób, co ich koledzy z warszawskiego Bródna czy nowojorskiego Harlemu. Podobnie uniwersalne są problemy środowiska muzyków pop ("Przegraj swoją młodość") czy bezrobotnych ("Pieśni nocy"). Pozornie futurystyczny "Blueprint" także dotyka ważnej kwestii - etycznych konsekwencji klonowania ludzi. Warto zwrócić uwagę również na "Emila i detektywów", prawdziwy hit frekwencyjny w Niemczech (ponad 1,7 mln. widzów do końca 2004 r.), dowodzący odrodzenia niemieckiego kina dla dzieci i młodzieży.
Na 54 Berlinale Fatih Akin zdobył za "Głową w mur" Złotego Niedźwiedzia, w kilka miesięcy później dostał najważniejsze Lole - Niemieckie Nagrody Filmowe 2004 oraz Europejskie Nagrody Filmowe w 3 kategoriach. Co prawda rok wcześniej "Good bye, Lenin!" też wyróżniono rekordową liczbą nagród (choć bez prestiżowego Niedźwiedzia, za to aż 8 Loli), ale takie dwa dobre sezony nie zdarzają się często i - prawdę mówiąc - można stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że nie zdarzyły się w kinie niemieckim chyba jeszcze nigdy po wojnie. Dlatego z pełną odpowiedzialnością mogę podtrzymać opinię wyrażoną w tytule - to kolejny dobry rok kina niemieckiego.
Krzysztof Stanisławski
Nota biograficzna
Krzysztof Stanisławski, ur. 1956 r., krytyk sztuki i filmu, absolwent Katedry Kultury na UW (dyplom 1979), współpracownik wielu czasopism (m. in. "Kino" od 1984 r., "Sztuka" 1984-90, "Projekt" 1989-98, "Film na Świecie" od 1985 r., "Art & Business" 2000-03). Autor książek, m. in. "Notoro. Analizy filmowe", Kraków 1986; "Nowe kino niemieckie. Od 1962 r. do teraz. Wraz z leksykonem reżyserów", Sopot 1998. Współpraca z Instytutem Goethego od 1998 r. Aktualnie przygotowuje drugie wydanie "Nowego kina niemieckiego" przy udziale Instytutu.
|
|
Repertuar
Wydarzenia
zapisy trwają do 4 października! Ważna informacja! październik 2024 - czerwiec 2025
Kino
|