Rozmowa z Sonią Bohosiewicz
Jak przyjęłaś zaproszenie do projektu "Jeszcze nie wieczór"?
Bardzo się ucieszyłam z tego, że będę miała możliwość pracy z Jackiem, którego dokumentalną twórczość znałam już od dawna. Cenię go za wrażliwość, niezwykle widoczną w jego realizacjach. Ucieszyłam się, że Jacek obdarzył mnie dużym zaufaniem, zapraszając do pracy przy swojej pierwszej fabule.
Jak Ci się układała współpraca z Janem Nowickim?
Pan Jan jest z Krakowa, tak jak ja, zatem mieliśmy sporo wspólnych tematów. Poza tym nie da się z nim w ogóle nudzić. Jest to mężczyzna o wielkiej wrażliwości, inteligencji, poczuciu humoru i naprawdę sporym dystansie do samego siebie. Ma też dość specyficzne spojrzenie na świat. Wystarczy, że pan Jan coś mówi i już jest ciekawie.
A na planie...
Przede wszystkim był to specyficzny film. Bardzo dużo improwizowaliśmy. Pan Jan grał aktora, zatem mógł się nawet "zagrywać", było to wpisane w jego postać. Ja - czyli moja bohaterka, która aktorką nie była - musiałam się z kolei jakoś od tego odbić. Dlatego też do samego końca nie wiedziałam, co ja tam właściwie gram.
W Skolimowie spotkałaś legendy kina i teatru. Wpłynęło to na Ciebie jako na aktorkę?
Przed wszystkim była to lekcja niedotycząca aktorstwa, ale po prostu życia. Przekonałam się, że sam ten zawód nie jest najważniejszy. Są inne, ważniejsze rzeczy. Patrzyłam na tych ludzi w Skolimowie, mających na swym koncie ogromny aktorski dorobek. Dziś ich sława przemija, są starzy. Czeka to nas wszystkich. Dlatego trzeba tak żyć, żeby niczego potem nie żałować. Nie powinno się skupiać jedynie na karierze, zapominając o żyjących obok ludziach.
Co szczególnie zapamiętasz z pobytu w Skolimowie?
Przede wszystkim nie spodziewałam się, że sama praca będzie wyglądała tak, a nie inaczej. Starsi państwo mają swoje przywileje, ale też przypadłości, których nie można pominąć. Zdarzało się, że w czasie ujęcia jeden z aktorów nagle sygnalizował, że musi udać się do toalety i zwyczajnie to robił. My z Antkiem, pozostawieni sami w takiej sytuacji, nie wiedzieliśmy - grać dalej, czy czekać. Były sytuacje, które zupełnie wytrącały mnie z równowagi, a trzeba było mimo wszystko jakoś sobie z nimi poradzić.
Co według Ciebie jest najważniejsze w przesłaniu tego filmu?
Tytuł jest tu kluczem. "Jeszcze nie wieczór" - czyli nie można odbierać ludziom, nawet tym starym, radości z życia. Chodzi też o to, aby młodzi tak panicznie nie bali się starości. Dziś kładzie się duży nacisk na to jak wyglądamy. Wręcz kultywuje się młodość, "długowieczność". Tymczasem starość jest, od tego nie uciekniemy. Nie trzeba się tego bać, a już na pewno od tego uciekać. Na jesieni życia też można być szczęśliwym i o tym jest ten film.
Czy coś się w Twoim życiu zmieniło po tym doświadczeniu?
Bardzo dużo. Był to czas, kiedy otrzymałam sporo nagród i zdawało mi się wówczas, że to strasznie ważne. Po pobycie w Skolimowie uświadomiłam sobie, że wcale tak nie jest. Postanowiłam wtedy, że będę miała dziecko.